Skąd moje obawy przed zbliżającą się jesienią?
Ja już w powietrzu czuję jesień. Pomimo tego, że sierpień w
tym roku był wyjątkowo ciepły, to ostatnie poranki i wieczory pozwoliły odczuć,
że lato się kończy. Juluś wraca do przedszkola, nasz plan dnia całkowicie się
zmieni, więcej czasu będziemy spędzać w domu i jak każdego roku, od września
będę liczyć dni do Bożego Narodzenia. Od zawsze tak mam, że po wakacjach czekam
na święta, a po nowym roku na wakacje :)
Teraz kiedy myślę o zbliżającej się jesieni mam pewne obawy.
Już myślę o infekcjach jakie nas zazwyczaj atakują o tej porze roku, już się
boję, że Julcio coś podłapie w przedszkolu i boję się astmy, której objawy
nasilają się właśnie w okresie późnego lata i jesieni.
Temat jest mi bardzo bliski. Ja sama kiedy byłam dzieckiem
zmagałam się z alergią i dusznościami. Nie mogłam ćwiczyć w szkole, nie mogłam
biegać, a nawet szybko chodzić. Już wtedy podejrzewano u mnie astmę. Wraz z dojrzewaniem
wszystko zaczęło się zmieniać, a problemy z oddychaniem zaczęły ustępować. Po
pewnym czasie całkowicie zapomniałam, że kiedyś dokuczały mi duszności. Mogłam
biegać, jeździć na rowerze, wnosić śpiącego synka po schodach i nie sprawiało
mi to najmniejszego problemu. Jeszcze w zeszłym roku brałam udział w biegu na 8
km i nie byłam ostatnia na mecie ;)
Niestety astma ma to do siebie, że lubi wracać. I w moim
przypadku tak się stało. Pierwsze objawy łączyłam z zimowym przeziębieniem - byłam pewna, że nie doleczyłam choroby i
pojawiły się powikłania. Najtrudniej było w mroźne dni – podczas zimowych
spacerów miałam tak ściśniętą klatkę piersiową, że nie było szans na swobodny
oddech. Do lekarza wybrałam się dopiero po dwóch miesiącach zmagania się z
dusznościami – pojawiającymi się nawet przy niewielkim wysiłku. Najpierw odwiedziłam
internistę, później pulmonologa, zrobiłam RTG klatki piersiowej, badania
laboratoryjne, spirometrię i wszystko to potwierdzało nawrót choroby z
dzieciństwa. Szybko wdrożone leczenie przynosi efekty, ale wiem, że jeszcze
długa droga przede mną. Muszę znów nauczyć
się żyć z astmą, bardziej się pilnować, nie przemęczać i inaczej planować
niektóre czynności.
Wydawałoby się, że w obecnych czasach znacznie łatwiej jest
żyć z astmą – lekarze mają większą wiedzę na temat choroby, są lepsze leki i
urządzenia wspomagające leczenie. Z drugiej strony zanieczyszczenia i smog, o
którym zapewne znów usłyszymy nie pomagają pozbyć się kaszlu, a wręcz
przeciwnie – nasilają go. I jak się okazuje problem ten nie dotyczy tylko
astmatyków i alergików. Coraz więcej osób odczuwa to, szczególnie w sezonie
grzewczym.
Co możemy zrobić,
żeby swobodniej oddychać i cieszyć się czystszym powietrzem?
Ja sama znam kilka metod – począwszy od tych dawnych,
tradycyjnych, po te nowoczesne, dające znacznie lepsze efekty działania.
Wietrzenie mieszkania
– kiedyś to była podstawa i nie wyobrażałam siebie, że mogę położyć się spać w
niewywietrzonym pokoju. Otwieram okna i balkon każdego dnia – jest przyjemniej,
świeżej, łatwiej się zasypia. Ale jeśli za jakiś czas znów pojawi się smog,
wietrzenie mieszkania może się okazać bardzo ryzykowne i ja z pewnością okien
nie otworzę.
Odpowiednia
temperatura w mieszkaniu – wszędzie można znaleźć informacje, ze najbardziej
optymalna temperatura w pomieszczeniu dziennym powinna się mieścić w granicach
18 a 21 °C. W sypialni może to być nawet 17 °C – w chłodnym pomieszczeniu
łatwiej się zasypia i lepiej śpi. Wyższą temperaturę (24,25 °C) można ustawić w
łazience, kiedy np. wychodzimy z wanny czy spod prysznica. Nie ukrywam, że
kocham ciepło. Mogłabym siedzieć z nogami na gorącym kaloryferze czy z suszarką
pod kołdrą nawet pół dnia. Niestety nie byłoby to ani rozsądne, ani zdrowe
działanie, dlatego zastąpię je ciepłymi skarpetkami i grubym kocem.
Nawilżanie powietrza
– kiedyś rozwieszałam w domu mokre ręczniki albo umieszczałam na grzejniku
ceramiczne pojemniki z wodą. Efekt był marny, ale lepsze to niż nic. Kiedy
urodził się Juluś kupiłam elektryczny nawilżacz powietrza i z pewnością był to
jeden z najlepszych zakupów. Latem raczej z niego nie korzystamy, ale od
jesieni do wiosny - kiedy najbardziej
nam dokucza suche powietrze – nawilżacz jest w ciągłym użyciu.
Rośliny wychwytujące
zanieczyszczenia – już się przymierzam do zakupu nowych kwiatów do domu.
Anturium, daktylowiec, paproć, palma bambusowa, gerbera, dracena czy bluszcz mają
doskonałe właściwości: wychwytują pyły i kurz, odfiltrowują powietrze z
zanieczyszczeń, a przy tym są elementem dekoracyjnym domu.
Oczyszczacze powietrza - powietrze przepuszczane jest przez specjalne filtry, które neutralizują zanieczyszczenia, dym papierosowy, bakterie, wirusy, a nawet pleśń i zarodniki grzybów w powietrzu. W obecnych czasach oczyszczacz powietrza nie jest żadnym zbędnym gadżetem, ale urządzeniem, które warto mieć w domu, szczególnie biorąc pod uwagę szeroki wachlarz jego działania. Oczyszczacze powietrza nie tylko chronią nas przed niebezpiecznym dla zdrowia smogiem, alergizującymi pyłami i zarazkami, ale też usuwają nieprzyjemny zapach, a niektóre modele dodatkowo nawilżają powietrze. Tego typu urządzenia pozwalają nam oddychać zdrowym i przyjemnym powietrzem.
Działanie urządzenia wcale nie jest skomplikowane i opiera się na pięciu stopniach filtracji:
·
Filtr wstępny,
·
Filtr węglowy,
·
Filtr HEPA H13,
·
Filtr nawilżacza,
·
Jonizator Plasmacluster.
Najpierw zostają zatrzymane większe zanieczyszczenia takie jak: sierść, okruchy czy kurz, następnie zostają usunięte z powietrza związki lotne i nieprzyjemne zapachy, później zanieczyszczenia mechaniczne, bakterie, wirusy i grzyby. W kolejnym etapie filtr nawilżacza nawilża powietrze, ale też zatrzymuje osad, a technologia jonowa pozwala pozbyć się nawet najmniejszych wirusów, zarodników grzybów i alergenów.
Warto wiedzieć, że nie każdy produkt nazywany „oczyszczaczem powietrza” będzie spełniał swoje zadanie. Zdarza się, że kierując się atrakcyjną ceną czy designem kupimy przypadkowe urządzenie, które albo nie będzie długo działało albo szybko zostanie odstawione w kąt, ponieważ nie będzie widać efektów jego pracy.
Na co więc warto zwrócić uwagę wybierając oczyszczacz powietrza?
- Zastosowany system filtrowania – np. czy wychwytuje sierść i większe zanieczyszczenia, czy likwiduje nieprzyjemne zapachy, czy radzi sobie ze smogiem.
- Części zamienne – niestety do niektórych urządzeń nie ma możliwości zakupu części zamiennych, co oznacza, że jesteśmy zmuszeni do zakupu nowego oczyszczacza powietrza albo całkowitej rezygnacji z takiego produktu w mieszkaniu.
- Tryb pracy – jak się okazuje nie wszystkie oczyszczacze powietrza są dostosowane do działania zarówno w dzień, jak i w nocy. Warto wybrać takie urządzenie, które pracując nocną porą nie będzie nas wybudzało ani przeszkadzało w odpoczynku. Poziom hałasu w nocy nie może przekraczać 30dB.
- Uciążliwe ultradźwięki – niejednokrotnie błędnie nam się wydaje, że urządzenie ultradźwiękowe jest lepsze. Prawda jest taka, że ultradźwięki wydawane przez urządzenie mogą być bardzo uciążliwe, a nawet szkodliwe, zwłaszcza dla zwierząt domowych.
- Atesty i certyfikaty – ponieważ wybieramy urządzenie, które ma mieć dobre działanie na nasze zdrowie, nie możemy zapomnieć o sprawdzeniu czy oczyszczacz posiada stosowny certyfikat (potwierdzający skuteczność działania i nieszkodliwość dla organizmu). Certyfikat powinien być uznany przez np. Państwowy Zakład Higieny PZH, Polskie Towarzystwo Alergologiczne, TÜV Rheinland Polska, Instytut Matki i Dziecka.
Nie używałam oczyszczacza od kilku lat - odkąd się popsuł i jakoś nie było okazji do kupienia nowego...ale po przeczytaniu Twojego wpisu, stwierdzam, że muszę się wybrać po dobry oczyszczacz. W końcu!
OdpowiedzUsuńO roślinach wyłapujących zanieczyszczenia nie miałam zielonego pojęcia a od niedawna niektóre z nich stoją u mnie w salonie. Dzięki za ten interesujący wpis!
OdpowiedzUsuńMy w tym roku musimy koniecznie kupić jakiś nawilżacz powietrza. A swoją drogą doskonale Cię rozumiem, choć moje dziecko do przedszkola jeszcze nie chodzi, ja odkąd pamiętam od września odliczam dni do gwiazdki, a wraz z rozpoczęciem Nowego Roku czekam na pierwsze wiosenne promienie słoneczne :)
OdpowiedzUsuńKiedyś trzymałam roślinę w sypialni jako że miała właściwości oczyszczające. Spotkałam się jednak z opinią, że niekoniecznie to dobre rozwiązanie bo ziemia może być niekoniecznie już taka fajna, szczególnie dla astmatyków. I już sama nie wiem.
OdpowiedzUsuńNie jestem specjalistką w kwestią roślin, ale przyjrzę sie temu. Ja mam draceny, stoją w pokoju dziennym.
UsuńO, ja mam z astmą trochę podobnie. Też dokuczała mo w latach szkolnych, teraz od kilku lat mam spokój i mam nadzieję, że już tak zostanie. Powiem więcej, dopóki nie przeczytałam u Ciebie, że to może wrócić to nawet na to bym nie wpadła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę Wam dużo zdrowia :)
Ja sama nawet nie pomyślałam, że to może wrócić - byłam pewna, że nie wyleczyłam przeziębienia. Człowiek uczy się całe zycie :) Pozdrawiam ciepło!
Usuń